Męska walka o władzę – to największy problem, jaki rzekomo ma dotykać Kościół. Takie szokujące opinie to nie tezy polskich feministek, ale postępowej zakonnicy, która od lat prowadzi działalność polityczną w Stanach Zjednoczonych.
Siostra Simone Campbell sugeruje, że najwyżsi duchowni w Watykanie, zainteresowani są bardziej władzą, niż przezwyciężaniem problemów, które dotykają zwyczajnych ludzi. I to właśnie to dążenie do władzy ma sprawiać, że w Watykanie blokuje się walkę z pedofilią. – Instytucja i struktury przerażone są wizją zmiany – podkreśla siostra. – Ci ludzie martwią się bardziej o formy i instytucje, niż o realnych ludzi – mówi s. Campbell.
I o ile z takim ujęciem problemu można jeszcze w jakiś sposób polemizować czy dyskutować, to dalszy ciąg wywodu jest już kompletnie pozbawiony sensu. Oto bowiem okazuje się, że to właśnie mężczyźnie są temu winni. To oni bowiem mieli zablokować działalność Marie Collins, ofiary pedofilii, która pracowała w powołanej przez Franciszka komisji, a teraz z niej odeszła. A odeszła, bo miała być blokowana. – Blokowana przez mężczyzn – grzmiała siostra. – Czyż to nie jest realny problem Kościoła – pytała. I dodawała: chodzi o męską władzę i męską wizję, a nie o życie ludzi.
Kłopot z takimi wypowiedziami jest tylko jeden. Otóż nie bardzo wiadomo, co z nimi zrobić. W istocie nie mają one nic wspólnego z chrześcijaństwem, a są promowaniem feministycznej wizji walki płci, przeniesionej na grunt Kościoła. I choć niewątpliwie można zarzucać niektórym z pracowników Kurii Rzymskiej dążenie do władzy, to nie jest ono związane z ich płcią, i nie wymaga walki z męskością w ogóle. A już uznanie, że „męskość” i „męska władza” jest głównym problemem Kościoła jest absolutnym kuriozum.