„Staś umiera na raka, a ja matka, muszę zdobyć niewyobrażalne pieniądze, by dać mu 50% szans. Tyle właśnie szans na przeżycie mogą dostać dzieci chore na śmiertelny nowotwór – neuroblastomę” – pisze mama chłopca.
Pamiętam, kiedy lekarz pierwszy raz przyszedł do mnie z diagnozą. Myślałam, że po tylu miesiącach poszukiwań poczuję ulgę, a omal nie straciłam przytomności. Lekarz kazał mi usiąść i odczytał diagnozę, powiedział, że teraz Staś będzie walczył o życie” – wspomina.
Leczenie Stasia jest bardzo ciężkie. Chłopca czeka 8 cykli chemioterapii, potem usunięcie chirurgiczne guza, następnie pobór komórek macierzystych, po których otrzyma tzw. mega-chemię z autoprzeszczepem. „Jeśli ten etap leczenia się powiedzie i nie nastąpią komplikacje, konieczne będzie specjalne leczenie immunologiczne, które zmobilizuje organizm do walki i zniweluje ryzyko wznowy” – pisze mama i dodaje, że właśnie tu zaczyna się wielki dramat.
„Cena za takie leczenie to milion złotych, ale chodzi tutaj o życie mojego dziecka. Mogę zdobyć dla niego 50 proc. szans, na to by dorósł, by kiedyś zapomniał o piekle, w jakim tkwi teraz, by założył rodzinę. Niestety immunoterapia nie jest w Polsce refundowana, a jej koszt jest niewyobrażalnie wysoki” – wyjaśnia i apeluje o pomoc.
„To mały wystraszony 8-latek, który heroicznie walczy, by przetrwać kolejną chemię. Jeśli mu nie pomogę przegra, a ja będę wtedy przy nim i patrząc mu w oczy, będę wiedziała, że nie dałam rady wykorzystać jedynej szansy…” – dodaje.
sksl/onet